niedziela, 8 lipca 2012

Queen we Wrocławiu czyli Królowa z lekka zakurzona




To był dobry koncert z bardzo dobrymi fragmentami. Nie obyło się bez chwilowych mielizn i lekkiego przymrużenia oka. Panowie mieli odrobinę niemrawy początek, a największa indywidualność i jedyny człowiek, który miał prawo nazywać siebie wokalistą Queen śpiewał tylko kilka sekund... z telebimu. Merkury'ego wyręczał młody Adam Lambert i kilkukrotnie koledzy - Brian May i Roger Taylor. Ten ostatni zaśpiewał m.in. "These Are the Days of Our Lives". I cały ten  koncert można  by opatrzyć hasłem - to były dni ich życia. Taylora i Maya. Czy może raczej piosenki z ich życia... Mimo wszystko, dobrze było ich zobaczyć w naprawdę świetnie dobranym repertuarze i wysokiej formie wykonawczej. Queen to legenda, może lekko zakurzona i poturbowana wymuszonymi zmianami personalnymi, ale ciągle imponująca, energetyczna, wzruszająca. Aż dziw bierze, że jeden zespół w ciągu dwudziestu kilku lat działalności kompozytorskiej stworzył tak wiele genialnych piosenek. Tak bliskich tak wielu ludziom w tak różnym wieku. Na całym świecie.

Zagrali tych piosenek 25. Siła rażenia wzrastała. Zaczęli od killerów z połowy lat 70, najmocniejsze ciosy zostawiając na drugą połowę koncertu. Szlagier gonił szlagier, hit przeganiał hit. Nawet jeśli jakiś kawałek nie był numerem jeden list przebojów, to na pewno miał status koncertowego klasyku, jak choćby solo gitarowe zaserwowane przez Maya, znane jako fragment "Brighton Rock" z wybitnej koncertówki "Queen Live Killers". W tym repertuarze było wszystko za co muzyczny świat kocha Queen - niepokorność rocka, przepych i nutka kiczu glamrocka, sielskość i swawola country-folku, i chwytliwa melodyka popu. Czarowali tak 125 minut, a gdyby chcieli mogliby drugie tyle, bo choć set naładowany został po brzegi znakomitymi utworami, w selekcji odpadło kilka równie pięknych i zasłużonych kawałków (choćby Innuendo, One Vision, Bicycle Race, Killer Queen... drugi set bym chyba ułożył).

Nie do końca przekonał mnie wokalista Adam Lambert.Gość ma bardzo dobry, mocny głos o imponującej skali, ale - śpiewa trochę za wysoko, ma mniej ciekawą barwę od Merkury'ego i brak mu nieco charyzmy, tej "iskry bożej", której nie można się wyuczyć, nie można w sobie zainstalować. Albo się ją ma, albo nie. Lambert sprawia wrażenie świetnie wyszkolonego wokalisty o bardzo pozornej charyzmie. Porwie publiczność na wielkim rockowym show, gdy ma za plecami świetny zespół, w repertuarze hiciory, a nad głową oślepiające jupitery, ale wątpię, żeby zauroczył kogokolwiek siedząc w dżinsach przy fortepianie, albo z akustyczną gitarą przy ognisku. Nie posiada więc tego, co określało geniusz Merkury'ego - naturalnej, niewymuszonej i niewyuczonej muzykalności.

Nie zmienia to jednak faktu, że Lambert nawet na tle tak wybitnych osobowości jak May i Taylor zaprezentował się więcej niż przyzwoicie. Jego współpraca z Queen być może zakończy się na tym tournee, ale kariera muzyczna powinna rozkwitnąć.

Słówko o brzmieniu. Wychodząc ze stadionu nie mogłem odpędzić myśli, że uczestniczyłem w koncercie muzyki pop. Znając brzmienie Queen z klasycznych albumów koncertowych miałem wrażenie, że ten zespół brzmi ciężej i ostrzej - niemalże hardrockowo. We Wrocławiu wszelkie zadziory zostały jakby przypiłowane.... złudzenie, po zbyt głośnym i brudnym dźwięku supportującej Queen Mony ? być może, ale niewykluczone też, że zespół Queen jest nieco inaczej nagłaśniany niż dwadzieścia pięć - trzydzieści lat temu. Dziś pod względem targetu Królowa gra chyba raczej w lidze z Georgem Michaelam i Stingiem niż z Deep Purple... ale to rzecz jasna nie zarzut.

wrocławska setlista:

Flash (playback) / Seven Seas of Rhye / Keep Yourself Alive / We Will Rock You (wersja rockowa) / Fat Bottomed Girls / Don't Stop Me Now / Under Pressure / I Want It All / Who Wants to Live Forever / A Kind of Magic / These Are the Days of Our Lives / Love of My Live / '39 / Dragon Attack / Drum solo / Guitar solo (Brighton Rock) / Last Horizon / I Want to Break Free / Another One Bites the Dust / Radio Ga Ga / Somebody to Love / Crazy Little Thing Called Love / The Show Must Go On / Bohemian Rhapsody - bis - Tie Your Mother Down / We Will Rock You (wersja rytmiczna) / We Are the Champions / God Save the Queen (playback).