środa, 22 czerwca 2011

Relacja z Mechaników w Małym Leksykonie Wielkich Zespołów

Na stronie http://www.mlwz.ceti.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=6623&Itemid=81 od dziś można przeczytać moją relację z berlińskiego koncertu Mike and the Mechanics.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Archive we Wrocławiu

Niewiele współczesnych zespołów zasługuje na miano "progresywnych". Archive należy do tej wąskiej elity, która mimo wszystko ciągle stara się poszerzać granice muzyki popularnej. Wczorajszy wrocławski koncert tylko utwierdził mnie w przekonaniu, jakie żywiłem od kilku lat, że to jedna z najciekawszych współczesnych grup rockowych, dla której nie ma szufladki i łaty stylistycznej. 

Jeśli któryś obecnie działający zespół zasługuje na to niemal mityczne określenie "progresywny", to właśnie Archive. I to nie tylko za odwagę w łączeniu różnych stylów muzyki popularnej, ale przede wszystkim za pomysł na spójne i logiczne mieszanie przeróżnych inspiracji. W tej muzyce jest transowe elektronika, rockowa moc, popowa chwytliwość, hiphopowa zadziorność, ambientowe wyciszenia i przede wszystkim całe mnóstwo żywych emocji. Cały ten stylistyczny koktajl jest bardzo umiejętnie połączony, co sprawia, że muzyka Archive mimo swojego eklektyzmu jest zwartym, konkretnym komunikatem, który chłonie się z dużą przyjemnością.

Nie inaczej było wczoraj na wrocławskiej wyspie słodowej. Archive zagrali 110 minutowy set, który porwał liczną publikę mimo chłodu i deszczu. W repertuarze dominowały najnowsze utwory z dwupłytowego, znakomitego "Controlling Crowds", ale nie zabrakło też wypadów na starsze albumy (m.in. porywający "Pulse" z "Noise" na sam finał). Wykonania imponowały hipnotyzującą dynamiką i zadziwiającą dokładnością (naprawdę znikoma ilość potknięć technicznych!). Każdy z trójki wokalistów miał swoje wielkie "5 minut". Pollard Berrier zaczarował wrocławian m.in. solowym wykonaniem ballady "Remove", Rasco John z premedytację bujał nawet siedzącymi słuchaczami swoją rapową nawijką w "Bastardised Ink", a zjawiskowa Maria Q. serwowała ciepłe i mocne wokale w bardziej eleganckich klimatach ("Whore"). Trzy różne głosy, trzy różne ekspresje, a jednak wszystko pasuje do siebie, niczym brakujące elementy tej samej układanki.

Archive niewątpliwie wyrósł na najciekawszą ekipę tzw. szeroko rozumianej "postprogresji". Oby z taką samą odwagą i pomysłowością kontynuowali swoje muzyczne poszukiwania, bo tej klasy zespołów w ostatnich latach mamy zatrważający deficyt.

czwartek, 16 czerwca 2011

Riverside "X Anniversary Tour"


To trochę naciągane dziesięciolecie - powiedział po wrocławskim koncercie Mariusz Duda. - Co prawda powstaliśmy w 2001 roku, ale zaczęliśmy intensywnie działać dopiero po tym jak dołączył Michał, po wydaniu "Out Of Myself", czyli w 2004 roku. Naciągane, czy nie naciągane, urodzinowa trasa Riverside "X Anniversary Tour", wypadła nad wyraz okazale, publiczność dopisała i choć nie zabrakło drobnych zgrzytów, było to prawdopodobnie najważniejsze wydarzenia tego roku na polskiej scenie "progresywnej".

Wrocławskiego koncertu zespół chyba nie będzie wspominał najlepiej. Klub Eter pod względem dźwiękowym sprawdził się na mocną szkolną czwórkę, bez trudu przyjął rekordową dla Rzekibrzegu 950 osobową publiczność, ale cieniem na tym udanym wieczorze położyły się niestety dwa przykre wydarzenia. Po pierwsze - fani oczekujący pokoncertowego spotkania z muzykami zostali niegrzecznie wyproszeni z klubu, czego efektem było afterparty... na ulicy (sic!). To niby fajny "folklor" - blisko dwie godziny ciekawych rozmów z muzykami Riverside na środku Kazimierza Wielkiego, ale noc była niestety bardzo chłodna, a poza tym, co tu dużo mówić.... jednak trochę wstyd, bo na takie traktowanie nie zasługują ani muzycy, ani słuchacze, było nie było potencjalni klienci klubu Eter. Jak widać dla pracowników Eteru hasło -"klient nasz Pan" jest obce.

Daleko nam do cywilizowanego świata także pod innym względem. Żart o egzotycznym rowerzyście, który przebył na dwóch kółkach niemal cały świat, po czym w Polsce skradziono mu rower, słyszałem ostatniego kilkunastokrotnie. Mało zabawne, bo właściwie nie ma się z czego śmiać, a jeśli już to chyba przez łzy. Riverside całego świata nie objechali (jeszcze!) i jako zespół nie mają wiele wspólnego z rowerami, ale po wrocławskim koncercie zniknęła Piotrowi Grudzińskiemu... gitara. Złodziejaszek podobno został namierzony za pomocą klubowych kamer, ale czy wiosło uda się odzyskać?

W Poznaniu obyło się bez koczowania na ulicy i śledztw kryminalnych w sprawie znikających instrumentów. Za to w klubie Eskulap ktoś (celowo?) zapomniał włączyć klimatyzację. Efekt? Po 20 minutach występu Riverside z sufitu kapał pot. Później ktoś się zlitował i wpuścił do sali trochę świeżego powietrza, dzięki czemu obyło się bez omdleń i zgonów. No chyba, że ktoś mdlał z powodów stricte muzycznych ;) powodów ku temu nie brakowało, bo zespół, choć trzeba obiektywnie przyznać - już nieco zmęczony trasą - prezentował się bardzo dobrze i, co ważne, w interesującym secie. Świetnych wykonań doczekały m.in "Left Out" i premierowy "Living In The Past".

Frekwencja. Koncerty, w których miałem przyjemność uczestniczyć (Wrocław i Poznań) obserwowało po około 950 osób każdy. Padły więc w tych miastach riversidowe rekordy. Doszły mnie słuchy, że jeszcze lepiej zmobilizowali się fani z Krakowa i okolic, stawiając się w liczbie 1050 osób!

Co dalej? Niewykluczone, że Riverside jesienią zagrają jeszcze trochę koncertów. Nie będą się na pewno spieszyć z wydaniem albumu. Ten ukaże się dopiero jesienią przyszłego roku. Podobno w głowie Mariusza Dudy już urodził się pomysł na ciekawy koncept pod hasłem "post". Nowej muzyki na razie brak, ale to się na pewno zmieni jesienią, kiedy grupa odważniej zamknie się w sali prób.

.

środa, 15 czerwca 2011

trzeci numer Lizarda

 
 Od ubiegłego piątku w salonach empik w całej Polscy czeka na Czytelników nowy, letni numer magazynu "Lizard". Znów jest więcej niż ciekawie, każdy sympatyk muzyki rockowo - niebanalnej znajdzie coś dla siebie.

Jednym z celów pisma jest zachowanie równowagi między szacunkiem dla historii muzyki, a żywym zainteresowaniem nowymi zjawiskami. A więc tradycyjnie można poczytać i o dinozaurach, i o zespołach w kwiecie wieku, i debiutujących młodzieżowcach. Dla zwolenników starej progresji jest m.in obszerny wywiad z liderem Van Der Graaf Generator, Peterm Hammilem, który mimo że doskonale pamięta brytyjską scenę lat 70', opowiada przede wszystkim o teraźniejszości i ostatniej płycie "A Groundig In Numbers". VDGG żyją i mają się dobrze. Lepiej niż dobrze mają się muzycy polskiego zespołu Lebowski, którzy chyba ciągle nie mogą się nadziwić, jak to się dzieje, że ich debiut, płyta "Cinematic", wygrywa kolejne rankingi i zbiera aż tak znakomite recenzje. Marcin Grzegorczyk, którego sam miałem możliwość przepytać na potrzeby lizardowego wywiadu, opowiada m.in. dlaczego płyta powstawała tak długo i czy jest zadowolony z efektu pracy swojej i swoich kolegów. Na spytki dali się namówić także Nick Barrett z neoprogresywnej legendy, zespołu Pendragon, i Jon Arne Vilbo z coraz bardziej cenionego Gazpacho. O Pendragon i Gazpacho słyszeli pewnie wszyscy fani artrocka, ale o Clearlight i T2 już niekoniecznie. Dla tych wszystkich, którym te dwa szyldy nie mówią nic, albo niewiele, mamy dwa bogate teksty na dobry początek. A na dobry koniec ciekawe felietony, garść recenzji, relacji koncertowych i szybki przegląd dyskografii Dream Theater, mistrzów progmetalu, którzy wreszcie zatrudnili nowego perkusistę. Bez "Lizarda" coraz trudniej będzie odnaleźć w progreswyno - artrockowym światku :)