poniedziałek, 31 stycznia 2011

Progresja z Antypodów czyli Karnivool i płyta "Sound Awake"

Zwykle na pierwsze muzyczne poruszenia muszę czekać do wiosennego wysypu premier, a tu proszę - już w styczniu wpadła mi w ręce nowość, która mnie zaintrygowała. Choć gwoli ścisłości muszę nadmienić, że jest to taka nowość połowiczna, gdyż australijscy słuchacze cieszą się tym albumem już od przeszło roku. Dla nas w Polsce jest to jednak premiera. Album "Sound Awake" to drugi album australijskiego zespołu Karnivool.Grają jak źli, choć trzeba przyznać, że są całkiem nieźli.Sięgnęli po dobre wzorce - trochę Toola, trochę The Mars Volta, odrobinka Coheed and Cambria, szczypta własnej pomysłowości i wrażliwości, i jest ciekawie. A to próbka postprogresywnych kangurów "na żywo". Warto dać szansę.

niedziela, 30 stycznia 2011

Na torcie Collinsa kolejna świeczka

Dziś Philowi Collinsowi stuknęła 60tka. Sporo różnych artykułów pojawiło się w sieci z tej okazji. Polecam dwa. Przemysław Stochmal z Małego Leksykonu Wielkich Zespołów w dobrym, sprawnym tekście przypomina o fenomenie debiutu Phila, płycie „Face Value” (która niedługo będzie obchodziła swoje trzydzieste urodziny)


Bardzo interesujący materiał przygotował również Lesław Dutkowski dla Onetu. Ten artykuł jest mi szczególnie miło polecić, gdyż wykorzystano w nim fragmenty wywiadu ze mną, jakiego udzieliłem Lesławowi właśnie z okazji urodzin Collinsa:


Warto zajrzeć, przeczytać.
A od tej piosenki wystartowała solowa kariera Phila. To wykonanie z 1997 roku. Też warto sobie przypomnieć. Mistrzostwo w kreowaniu klimatu i perkusyjna poezja:

środa, 19 stycznia 2011

Zmagania z Barankiem, włoski łącznik i kij do krokieta

Intensywnie pracuję nad biografią Petera Gabriela. Ostatnie dni poświęciłem na rozgryzienie konceptu  „The Lamb Lies Down On Broadway”. To będzie najważniejszy genesisowy wątek książki, pominięcie go, lub uniknięcie dogłębnej analizy kultowej już dziś historii Raela byłoby duży błędem, którego nie zamierzam popełnić. Opowieść jest niezmiernie trudna, niejasna i pełna pułapek. Teksty Gabriela noszą znamiona intertekstualne, więc aby je zrozumieć, trzeba uważnie przejrzeć bibliografię, z której Peter korzystał w 1974 roku. Lista lektur – odnośników, jak na płytę rockową, jest dosyć długa. Cieszy mnie jednak to, że po kilku dniach trudnych zmagań, pewne rzeczy zaczynają mi się powoli klarować. Pojawiają się wnioski, które pasują zarówno do charakteru lektur, jak i ducha egzystencjalizmu, także przewijającego się między wierszami tekstów „The Lamb”. Szkoda, że tak niewiele mamy materiałów audiowizualnych z trasy 1975 roku. Poniżej jeden z najciekawszych (i niestety nielicznych w znośnej jakości) filmków koncertowych tamtego okresu. Peter oczywiście w roli Raela.




Nigdy nie miałem wątpliwości, że Włosi kochają Genesis. To oni jako pierwszy naród starego kontynentu (tylko Belgowie się z nimi ścigali), poznali się na magii genesisowego świata. Miało to miejsce w 1971 roku, po premierze niedocenianej do dziś „Nursery Cryme”. Ta miłość im nigdy nie minęła. Genesis na publiczność włoską zawsze mogli liczyć, aż po ostatnią trasę, której finał odbył się właśnie w Rzymie. Na koncert w Circo Massimo przybyło około pół miliona ludzi i nawet jeśli połowa audytorium to byli goście z innych państw, to dwustupięćdziesięciotysięczna włoska mobilizacja i tak robi wrażenie. Dlaczego o tym piszę? Jakieś dziesięć dni temu otrzymałem dwa miłe listy z Włoch, w tym jeden  od znanego i cenionego tam dziennikarza Mario Giammettiego, wielkiego fana i biografa Genesis. Mario prowadzi magazyn (poświęcony Genesis) pod tytułem „Dusk”, napisał też dwie książki biograficzne (Banks, Phillips). W mailu poprosił mnie o garść informacji na temat moich książek. Z przyjemnością odpisałem, więc niewykluczone, że w najbliższych miesiącach pojawi się o mnie jakaś wzmianka… w języku włoskim.

http://www.dusk.it/


Nie dalej jak przedwczoraj ktoś zapytał mnie, jak to jest z tym polem na okładce „Nursery Cryme”. W co grali Cynthia z Henrym - w krykieta, czy w krokieta? Otóż na pewno w krokieta! Wszystkich którzy mają wątpliwości proszę o zwrócenie uwagi  na te charakterystyczne brameczki, a także na sam kij w rękach Cynthi. Kij do krokieta ma budową młoteczkową (co widać na obrazie Whitheheada). Kij do krykieta  z kolei jest bardziej płaski i szeroki, przypomina nieco... ogon bobra ;)