Marudziłem nieco pod koniec
ubiegłego roku, bo i miałem powody do marudzenia. W ciągu ostatnich dwunastu
miesięcy kilka rzeczy boleśnie mnie rozczarowało… Rok 2014 (niech mu pył
historycznej niepamięci lekki będzie) przeszedł do historii. Było minęło. Nie
chcę się nad nim specjalnie znęcać, bo mimo wszystko, oprócz brzemiennych w
skutki problemów, przyniósł też kilka pozytywnych wydarzeń. Niestety
niespodziewane kłopoty mojego wydawcy siłą rzeczy dotknęły również mnie. Głównie
dlatego w ubiegłym roku nie ukazała się moja druga powieść. Kryminał „Plagiat
(W imię matki)” jest gotowy od kwietnia i gdyby nie turbulencje wydawnicze niezależne
ode mnie, już od kilku miesięcy zapewne czekałby na czytelników w księgarniach.
Stało się, jak się stało. Na razie kryminał czeka ale w szufladzie na nowego
wydawcę (rozmowy trwają). W życiu nie ma przypadków, a wszystko co się dzieje
ma swoje powody, konsekwencje i przeznaczenia, o których nam, zwykłym, krótkowzrocznym
śmiertelnikom zwykle nawet się nie śni. Pogodziłem się z tym już jakiś czas
temu i nauczyłem nie szarpać z byle powodu (szarpanie z „nie byle powodu” też
nie zawsze jest mądre, o czym zaświadczy każdy, kto zabłądził kiedyś na
grzęzawisku, a polski rynek wydawniczy jest rodzajem grzęzawiska, nie da się
ukryć…).
Skoro w ubiegłym roku nie było
żadnej mojej premiery, niemal pewne jest że w tym znów, na wzór roku 2013, dojdzie
do małej kumulacji. Powieść kryminalna „Plagiat”, jak już wspomniałem, jest
gotowa i powinna ukazać się przed wakacjami. Drugą tegoroczną premierą będzie biografia muzyczna poświęcona polskiej grupie rockowo – progresywnej Riverside.
Dziś popołudniu stawiając ostatnią kropkę trzeciego rozdziału przekroczyłem
jedną trzecią pracy pisarskiej. Wiem, że i tak nikt mi nie uwierzy, bo pewnie
wszystkim się wydaje, że nie jestem obiektywny, ale i tak to napiszę – jest BAAARDZO
CIEKAWIE! Książka o Riverside położy kłam twierdzeniu, że muzycy progresywni to
grzeczni nudziarze, dla których największe ekscesy to głośniejsze wymiany zdań
na temat progresji akordów i rytmach synkopowych. Po kilku latach grzebania w
historii brytyjskiego rocka, wreszcie mam okazję przekonać się, że w Polsce
naprawdę bywa ciekawiej. Biografia Riverside będzie opowieścią o tym, że w
życiu nie ma niemożliwe. Możliwe jest granie ambitnego rocka w XXI wieku.
Możliwe jest skuteczne promowanie takiego grania w epoce wszelkiej maści
odtwórczych i efektownych z wierzchu „talent show”. Możliwe jest stworzenie
profesjonalnego progresywnego zespołu w takim kraju jak Polska. Możliwe jest dotarcie z "polską", niekoniecznie ekstremalnie metalową muzyką do zagranicznej publiczności. Możliwe jest kolekcjonowanie złotych płyt dzięki albumom na których nie ma banalnych przebojów. Możliwe jest tworzenie przebojów z niebanalnych piosenek. Nie ma niemożliwe... to słowo powinno zniknąć ze słownika każdego twórcy. Jest jeszcze kilka innych "niemożliwości" przełamanych przez chłopaków z Riverside, ale niektóre tym razem przemilczę, bo nie wszystkie karty od razu wyrzuca się na stół...
W tym roku
jesienią minie piętnaście lat od otoczonej już legendą rozmowy dwóch
metalowych muzyków Piotra Kozieradzkiego i Piotra Grudzińskiego o ich cichej
sympatii do bardziej wyrafinowanego grania spod znaku Marillion, czy Pink
Floyd. W tym roku, w lutym minie piętnaście lat od momentu przeprowadzki Mariusza
Dudy z Węgorzewa do Warszawy. Niech te skądinąd ładne rocznice będę pretekstem
ku temu, aby szczegółowo przyjrzeć się interesującej i nietypowej drodze tych
czterech niepozornych facetów wywodzących się z czterech różnych światów,
którzy połączyli siły i talenty, aby przekonać samych siebie i wszystkich
wkoło, że nawet w Polsce, nawet w „epoce mp3” i „Idola”, nawet w czasach, gdy
większość ludzi nieświadomie (a część świadomie) gardzi autorską muzyką, można tworzyć autorską Muzykę
popularną, która nie jest tanią, chwilową rozrywką. Muzykę która jest wartością
samą w sobie, jest przygodą, dla słuchacza zarówno wyzwaniem jak i nagrodą. Można
tworzyć muzyczną markę, o której będzie się pamiętać długie lata. Piętnaście lat to szmat czasu na rockowym zegarze, a biografia Riverside zawierać będzie również solidnie rozwinięty rozdział poświęcony życiu i działalności przed-riversajdowej członków zespołu.
Ostatnią kropkę planuję postawić
pod koniec czerwca tego roku, tak aby książka miała szansę ukazać się jesienią,
w okolicach listopada. Mam już pomysł na tytuł, ale nie mogę go na razie
zdradzić, bo wiąże się on z tytułem kolejnej płyty Riverside, a ten jest jeszcze
tajemnicą. Pracuję więc pod roboczym tytułem „Sen w wysokiej rozdzielczości”,
ale jestem niemal stuprocentowo pewien, że zostanie on zmieniony.
Karta zatem nie jest taka czysta, jak to wygląda na załączonym obrazku. Karta z obrazka jest symboliczna.