poniedziałek, 2 lipca 2012

Echa "nie-spóźnień" na koncerty


Czasami tak jest, że jednym z celów na koncertowy wieczór staje się... spóźnienie. Wszystko przez notoryczne obsuwy i zwykle niezbyt interesujące supporty. Choć miałem taki plan, nie udało mi się spóźnić na styczniowy koncert zespołu Joseph Magazine we wrocławskim Liverpoolu. I całe szczęście, bo przed progmetalowcami zagrał na rozgrzewkę bodaj najciekawszy wrocławski zespół jaki słyszałem od wielu lat - Echoe.

Wyszli na scenę i w ciągu kilku minut przekonali publiczność, że nie są kolejnym trzecioligowym neoprogresywnym zespolikiem. Zagrali kilka piosenek łączących w sobie rozsądne wpływy progresywne z klimatami i rytmami muzyki funky. Rzadka, ale bardzo ciekawa to kombinacja. Kompozycje bogate w ciekawe rozwiązanie, ale nie przeładowane pomysłami. Z dużym przymrużeniem oka - brzmi to jakby późny King Crimson spotkał Jamiroquai i Red Hot Chilli Peppers. Kilka tygodni temu ukazała się debiutancka płyta Echoe - "Indiana Jones". Recenzja na dniach w portalu Kontury.