Z motyką… na ligę mistrzów, można by rzec. Kiedy w 71 minucie meczu w Nikozji, Cezary Wilk strzelił bramkę dla Wisły Kraków, robiąc wynik dający awans do Champions League, powiedziałem: „nie dowiozą” (mam świadków!). Kibicowskie serce zadrżało z nadzieją, ale rozum podpowiadał – nie ma takiej opcji. 15 minut później racje rozumu wzięły górę nad racjami serca, bo piłka nożna czasami jest sportem sprawiedliwym, toteż czasami wygrywają drużyny lepsze, które na zwycięstwo bardziej zasługują. Wisła nie zasłużyła na awans. W obu potyczkach z cypryjskim APOELEM była drużyną słabszą, ale… czy jest to powód do rozpaczy?
W lipcu minęło osiem lat od poprzedniej rywalizacji mistrza Polski z mistrzem Cypru. Latem 2003 roku w eliminacjach Champions League, Wisła Kraków stanęła w szranki z Omonią Nikozja. Biała Gwiazda była wówczas wielką nadzieją polskiej piłki, wszyscy mieli świeżo w pamięci jej kapitalną postawę w pucharze UEFA, wyeliminowanie AC Parmy i Schalke, oraz wyrównane boje z Lazio Rzym. To był zespół, który sprawiał wrażenie gotowości na Ligę Mistrzów. Okazało się, że gotowy nie był, ale mistrza Cypru przeszedł gładko (5:2 w Krakowie, 2:2 w Nikozji). Gdyby wówczas powiedział mi ktoś, że Champions League przez następne osiem lat będzie dla polskich klubów niedostępna, a Cypryjczycy wystąpią w niej trzykrotnie, nie uwierzyłbym, popukałbym się w czoło z politowaniem i odesłał „zabawnego” rozmówcę do stu diabłów. Ale fakty są, jakie są. Polacy ciągle biją głową mur, a Cypryjczycy na europejskim podwórku poczynają sobie coraz odważniej i skuteczniej. Nawet oni w piłkarskim rankingu dogonili nas i przeskoczyli. Skąd więc mój tytułowy optymizm?
Mecze Śląska Wrocław z Rapidem Bukareszt i Wisły ze APOEL-em Nikozja uświadomiły wszem i wobec w jak „głębokiej dupie” jest polska piłka klubowa, ale kuriozalnie, żeby dostać taką lekcję i tak wiele mówiący obraz rzeczywistości, trzeba było zrobić krok naprzód. I polskie kluby ten krok naprzód zrobiły. Odpowiednio planując letnie przygotowania, przeprowadzając dobre transfery (wreszcie raczej „do” a nie „z” klubu) i przystępując do spotkań z maksymalną koncentracją – nasze drużyny zaprezentowały 110 % własnych możliwość, eliminując każdego rywala będącego w zasięgu możliwości, ustępując dopiero klubom wyraźnie lepszym. Stare grzechy powtórzyła tylko Jagiellonia. Wisła, Legia i Śląsk wykonały swoje plany maksimum, po raz pierwszy nie przynosząc wstydu, a Legia połykając duet rywali teoretycznie dużo mocniejszych, zrobiła nawet bardzo przyjemny i zaskakujący prezent z przysłowiową „nawiązką”.
Na efekty długo czekać nie trzeba. Pierwsze owoce już mamy – do grudnia polscy kibice mają „granie” w Europie i to podwójne. W krótkiej historii Ligi Europejskiej jeszcze nie mieliśmy dwóch reprezentantów w rozgrywkach grupowych, ba, „świętem lasu” był jeden „rodzynek”. I choć smutek po kolejnym odbiciu się od bram niebiańskiej i niebotycznie bogatej Ligi Mistrzów niektórych kibiców ciągle dręczy, przede wszystkim trzeba się cieszyć z tego, co udało się ugrać. I trzymać kciuki za Legię i Wisłę, bo obie te drużyny trafiły do grup, w których drugie miejsca, gwarantujące awans i przedłużenie pobytu w Europie do wiosny, jest możliwe do osiągnięcia. Lech rok temu wylosował dużo gorzej...
Efekty dobrej postawy niedługo będą widoczne też w rankingu. 9 zwycięstw i 5 remisów osiągniętych przez polskie kluby jeszcze przed rozpoczęciem regularnych, „poważnych” rozgrywek nabiło naszej federacji ponad 3 punkty. To więcej niż przez cały sezon 09/00 (wtedy na tym etapie nie mieliśmy już w pucharach żadnego reprezentanta). A przecież prawdziwe punktowanie może się dopiero zacząć (vide Lech rok temu). Jest o co walczyć, bo każdy punkcik zbliża nas do takiej rankingowej pozycji, która umożliwi polskim klubom rozpoczynanie rozgrywek od wyższych rund, a przecież nikomu nie uśmiechają się "wycieczki" do Azerbejdżanu, albo Kazachstanu pod koniec czerwca.
Patrząc na rosnące i zapełniające się polskie stadiony, coraz wyższe budżety klubów, coraz ciekawsze transfery, jestem w stanie uwierzyć, że w ciągu najbliższych 2 - 3 lat polska piłka odbije się od tego potwornego, mulistego dna i dociągnie do średniego poziomu europejskiego, reprezentowanego dziś przez kluby chociażby z Rumuni. Niech awans Legii i Wisły do fazy grupowej będzie zwiastunem lepszych czasów i nagrodą za w gruncie rzeczy niezłą postawę polskich drużyn w letnich rundach eliminacyjnych. Ta szklanka naprawdę może być do połowy pełna.