czwartek, 16 czerwca 2011

Riverside "X Anniversary Tour"


To trochę naciągane dziesięciolecie - powiedział po wrocławskim koncercie Mariusz Duda. - Co prawda powstaliśmy w 2001 roku, ale zaczęliśmy intensywnie działać dopiero po tym jak dołączył Michał, po wydaniu "Out Of Myself", czyli w 2004 roku. Naciągane, czy nie naciągane, urodzinowa trasa Riverside "X Anniversary Tour", wypadła nad wyraz okazale, publiczność dopisała i choć nie zabrakło drobnych zgrzytów, było to prawdopodobnie najważniejsze wydarzenia tego roku na polskiej scenie "progresywnej".

Wrocławskiego koncertu zespół chyba nie będzie wspominał najlepiej. Klub Eter pod względem dźwiękowym sprawdził się na mocną szkolną czwórkę, bez trudu przyjął rekordową dla Rzekibrzegu 950 osobową publiczność, ale cieniem na tym udanym wieczorze położyły się niestety dwa przykre wydarzenia. Po pierwsze - fani oczekujący pokoncertowego spotkania z muzykami zostali niegrzecznie wyproszeni z klubu, czego efektem było afterparty... na ulicy (sic!). To niby fajny "folklor" - blisko dwie godziny ciekawych rozmów z muzykami Riverside na środku Kazimierza Wielkiego, ale noc była niestety bardzo chłodna, a poza tym, co tu dużo mówić.... jednak trochę wstyd, bo na takie traktowanie nie zasługują ani muzycy, ani słuchacze, było nie było potencjalni klienci klubu Eter. Jak widać dla pracowników Eteru hasło -"klient nasz Pan" jest obce.

Daleko nam do cywilizowanego świata także pod innym względem. Żart o egzotycznym rowerzyście, który przebył na dwóch kółkach niemal cały świat, po czym w Polsce skradziono mu rower, słyszałem ostatniego kilkunastokrotnie. Mało zabawne, bo właściwie nie ma się z czego śmiać, a jeśli już to chyba przez łzy. Riverside całego świata nie objechali (jeszcze!) i jako zespół nie mają wiele wspólnego z rowerami, ale po wrocławskim koncercie zniknęła Piotrowi Grudzińskiemu... gitara. Złodziejaszek podobno został namierzony za pomocą klubowych kamer, ale czy wiosło uda się odzyskać?

W Poznaniu obyło się bez koczowania na ulicy i śledztw kryminalnych w sprawie znikających instrumentów. Za to w klubie Eskulap ktoś (celowo?) zapomniał włączyć klimatyzację. Efekt? Po 20 minutach występu Riverside z sufitu kapał pot. Później ktoś się zlitował i wpuścił do sali trochę świeżego powietrza, dzięki czemu obyło się bez omdleń i zgonów. No chyba, że ktoś mdlał z powodów stricte muzycznych ;) powodów ku temu nie brakowało, bo zespół, choć trzeba obiektywnie przyznać - już nieco zmęczony trasą - prezentował się bardzo dobrze i, co ważne, w interesującym secie. Świetnych wykonań doczekały m.in "Left Out" i premierowy "Living In The Past".

Frekwencja. Koncerty, w których miałem przyjemność uczestniczyć (Wrocław i Poznań) obserwowało po około 950 osób każdy. Padły więc w tych miastach riversidowe rekordy. Doszły mnie słuchy, że jeszcze lepiej zmobilizowali się fani z Krakowa i okolic, stawiając się w liczbie 1050 osób!

Co dalej? Niewykluczone, że Riverside jesienią zagrają jeszcze trochę koncertów. Nie będą się na pewno spieszyć z wydaniem albumu. Ten ukaże się dopiero jesienią przyszłego roku. Podobno w głowie Mariusza Dudy już urodził się pomysł na ciekawy koncept pod hasłem "post". Nowej muzyki na razie brak, ale to się na pewno zmieni jesienią, kiedy grupa odważniej zamknie się w sali prób.

.