wtorek, 1 października 2013

'Plagiat' work in progress



Dziennikarz Marcin Faron wyszedł z klubu z lekka otumaniony. Po raz pierwszy poczuł się we Wrocławiu tak bardzo nieswojo. Odpalił silnik i wyjechał na jezdnię. Po chwili zorientował się, że na plecach czuje nie tylko podmuchy obcego wiatru, ale także silne reflektory jedynego auta jadącego jego pasem. Odchylił lusterko, tak aby światło żółtego Passata nie raziło go w oczy. Odruchowo sięgnął po komórkę. Miał nieodczytanego esemesa sprzed dwóch godzin. Jakiś gość dzwonił do redakcji, pisała Iwona, pytał gdzie cię złapie. Może oddzwoń na ten numer, to chyba pilne. Sprawdził godzinę. Dochodziła dwudziesta trzecia. Postanowił odłożyć tę sprawę na rano. Nie będę wydzwaniał do obcych ludzi po nocach, szepnął pod nosem. 

Szybko zbliżał się do domu. Wrocław o tej porze sprawiał wrażenie miasta zupełnie innego niż popołudniu. Był pusty i zachęcał do ulicznych szaleństw. Na prostych odcinkach Faron wrzucał piąty bieg i rozpędzał wóz do stu dwudziestu kilometrów na godzinę. Kilkakrotnie gwałtownie skręcił i zerwał się z piskiem opon, jakby chcąc odreagować codzienne stanie w korkach. Nabrał kilka litrów powietrza i wypuścił je filtrując płuca z głośnym westchnięciem. Rozejrzał się uważnie, czy gdzieś w ciemnych zaułkach nie czyha radiowóz. Naprostował lusterko i ze zdziwieniem zauważył, że auto, które snuło się za nim tuż po wyjeździe spod klubu nadal siedzi mu na ogonie. Poczuł nieprzyjemne ukłucie na mostku.

Zwolnił licząc, że auto go wyminie, ale i ono zwolniło. Gdy zatrzymał się na światłach awaryjnych, zdał sobie sprawę, że ma problem. Kierowca Passata trzymając równą, około dwustu metrową odległość, zrobił dokładnie to samo. Stanął przy krawężniku i uruchomił oba migacze. Co jest, kurwa?! Warknął pod nosem Faron. Nie wiedział co robić, ale ostatnią rzeczą jakiej chciał, było zaprowadzenie kierowcy Passata pod własną bramę. Postanowił pokręcić się jeszcze chwilę po okolicy. Był niedaleko domu i zdążył już poznać niewielkie uliczki tutejszych osiedli. Ruszył, by po pięćdziesięciu metrach skręcić w prawo w niewielką ulicę osiedlową. Następnie kluczył między blokami czując na plecach żółte światła Volkswagena Passata. Rozglądał się bacznie. Było ciemno i pusto. Mimo wszystko bał się zabłądzić w podobnych do siebie uliczkach. Minął osiedlową Biedronkę, plac zabaw, aż rozpoznał miejsce, w którym kilka tygodni temu wysadził redaktor Iwonę. Ciągle nie był sam. Żółte auto uparcie siedziało mu na ogonie. Stanął, zgasił silnik i rozpiął pas. Pomyśli, że tu mieszkam i sobie pojedzie, szepnął pod nosem zerkając w lusterko. Będę miał go z głowy. Passat zaparkował sto metrów za nim. 

Było zimno, auto szybko się wychładzało. Zegar pokazywał w pół do dwunastej. Kurwa, jakbym mało miał kłopotów, westchnął i schował twarz w dłoniach. Nagle ktoś otworzył drzwi i wyszarpnął go z samochodu. Faron poleciał dobre dwa metry zanim uderzył o asfalt. Potrzebował kilku sekund, żeby się otrząsnąć. Podniósł się na łokciach i dostrzegł dwie pary nóg zmierzających w jego stronę. Jedna noga zrobiła potężny zamach na jego głowę, ale instynktownie zasłonił się przed ciosem. Napastnik trafił go w ramię. Drugi mężczyzna złapał go za poły kurtki, podniósł lekko do góry i strzelił otwartą dłonią w twarz. Tym razem nie zdążył się uchylić. Po chwili poczuł na twarzy drugi cios. Kątem oka zdołał dojrzeć trzeciego napastnika. Dyszał ciężko starając się rozeznać w sytuacji, ale widział tylko gwałtowanie migające ciemne obrazy i słyszał szuranie butów o asfalt. Ktoś kopnął go w plecy. Zacisnął pięść, resztką sił zdołał się odwinąć o sto osiemdziesiąt stopni. Jego pięść boleśnie zatrzymała się na czymś twardym. Najwyraźniej sięgnęła czyjejś szczęki.

– O ty, kurwa! – usłyszał zdziwiony i rozdrażniony głos, po czym padł na ziemię po ciosie w tył głowy. Do jego uszu dobiegł jeszcze stłumiony dźwięk otwieranego okna i krzyk kobiety.
 – Co tam się dzieje, do jasnej cholery?! Wzywam policję!
 Jeden z mężczyzn nachylił się nad nim.
 – Jeszcze raz się naprzykrzysz naszemu koledze, to cię do lasu wywieziemy! – wyszeptał.

Faron musiał stracić na kilka minut przytomność, bo kiedy otworzył oczy zobaczył przerażoną twarz redaktor Wilczek. Iwona kucała przy nim opatulona grubym różowym szlafrokiem.

– Marcin! – stęknęła. – Kto to był?
 Chciał odpowiedzieć, że nie ma bladego pojęcia, ale pokręcił tylko przecząco głową.
– Dasz radę wstać?
Dźwignął się na dłoniach, czując jak świat zaczyna wirować. Był słaby i mocno poobijany. Policzek pulsował miarowo, a oko powoli chowało się za opuchlizną. Stanął na nogi, a Iwona objęła go mocno ramieniem i zaczęła prowadzić.
 – Co ty tu w ogóle robiłeś?
– Jechali za mną spod klubu, chciałem ich zgubić.

Z trudem wdrapał się po schodach na półpiętro. Weszli do windy. Jaskrawe światło i wielkie lustro pokazały całą brutalną prawdę o stanie jego twarzy. Miał przetarty podbródek, podbite oko i rozbitą wargę. Bolała go też skroń i plecy. W nienajlepszej formie były też nogi. Spod przetartych na kolanach dżinsów sączyła się krew. Spojrzał odruchowo na prawą rękę, która także go rwała i piekła. Krwawiły mu kostki. Trafiłem jednego skurwiela, przypomniał sobie i poczuł dumę. Popatrzył na Iwonę. Nie odrywała od niego wzroku. Łzy szkliły się w jej zaniepokojonych oczach. Nie wiedział dlaczego, ale ucieszył go ten widok. 

Zaprowadziła go do mieszkania. Posadziła na łóżku w sypialni, a sama pobiegła do łazienki. Wróciła po minucie z niewielką saszetką, buteleczką wody utlenionej, chusteczkami i watą.
 – Siedź teraz spokojnie i nie ruszaj się – rozkazała polewając wacik.
Zapiekła go twarz, ale nie wydał żadnego dźwięku. Musiał być twardy. Iwona z miną doświadczonego chirurga przemywała jego rany.
– Czego od ciebie chcieli?
– Nie wiem.
– Nie rób ze mnie idiotki. – Spojrzała mu w oczy. – Ktoś cię szukał dzisiaj w redakcji. Śledzi cię jakieś auto przez pół miasta, a ty nawet nie masz pomysłu, kto to może być? Masz dług u dilera? Zbrzuchaciłeś córkę kogoś ważnego? Gadaj!
– Jeszcze tutaj – pokazał jej zdartą skórę na kostce prawej pięści.
Obejrzała mu rękę.
– Co ty mi tu jakieś zadrapanie pokazujesz! – Prychnęła. – Masz siniaka na pół twarzy, nim się trzeba zająć!
Wzięła do ręki kolejny wacik.
– Głowa cię nie boli? – zapytała dotykając lekko opuchlizny pod jego okiem. – Może trzeba z tym na pogotowie jechać?
– No co ty! – obruszył się ostrożnie. – Nie będę limem lekarzom dupy zawracał.
Nagle zabrała rękę, wyraz jej twarzy zmienił się w ułamku sekundy.
– Chyba nie chodzi o tych zabitych studentów? – jej ton nie pozostawiał złudzeń. Ta myśl musiała ją mocno wystraszyć.
Miał zamiar zaprzeczyć, żeby ją uspokoić, ale nerwy odmówiły mu posłuszeństwa. Krew napłynęła mu do głowy, twarz poczerwieniała jak uczniakowi przyłapanemu na onanizmie. Rany zapiekły jeszcze mocniej. Przymknął powieki.
– Marcin, o co tu chodzi?
Milczał, nie umiał zebrać myśli tak, aby w dwóch zdaniach wszystko sensownie wytłumaczyć.
– Dzwonię na policję – wstała gwałtownie z łóżka. – Nie wiem o co tu chodzi, ale nie chcę mieć nowych problemów, ani ciebie na sumieniu. Nie chcesz ze mną rozmawiać, okej, może policja coś z ciebie wyciągnie.
Złapał ją za nadgarstek.
– To ci narodowcy – rzucił, żeby ją zatrzymać.
– Co narodowcy?
Westchnął i pokręcił głową zniechęcony.
– Dotarłem do Dominika Przybylskiego, lidera tej ekipy.
– To on cię pobił?
– Jego kolesie, być może nawet ci sami, którzy zabili studentów.
Poczuł dreszcze na plecach mówiąc te słowa.
– Skąd wiedzieli…?
– Byłem u niego wczoraj rano.
– Wyciągnąłeś coś z niego?
Popatrzył na nią zadziwiony, że się domyśliła. Niepokój z jej twarzy zniknął. W jej oczach pojawiły się iskierki zaintrygowania.
– Ty kawał kozaka jesteś – szepnęła.

Usiadła obok niego na skraju łóżka. Poły jej szlafroka rozsunęły się, ale nie zamierzała ich zsuwać. Marcin siłą rzeczy dostrzegł koronkę białego stanika zgrabnie obejmującego jej piersi. Dopiero teraz zwrócił uwagę na jej zgrabne nogi, które w czarnych, grubych rajstopach wyglądały więcej niż apetycznie. Tylko różowe kapcie w kształcie króliczków psuły nieco efekt. Poczuł jej chłodną dłoń na obolałej skroni.
– Na pewno nie boli cię głową?
– Nie.
Przeczesała mu delikatnie dłonią włosy.
– Chcesz się położyć?
Potwierdził ruchem głowy.
– To cię położę – szepnęła rozpinając mu pasek u spodni. Szybkim ruchem kciuka i palca wskazującego rozpięła mu też guzik i rozporek. Pchnęła go delikatnie. Opadł plecami na łóżko. Ze zdziwieniem skonstatował, że chwilowo nic go nie boli. Krew z całego organizmu popłynęła najwyraźniej w kierunku krocza. Iwona dyskretnie zsunęła rajstopy i rzuciła je na dywan. Posiadła go ostrożnie ale zdecydowanie. Pocałowała go i wsunęła język do ust tak delikatnie, że zraniona warga rozsunęła się łagodnie i bezboleśnie.

niedziela, 1 września 2013

Artrockowe dźwięki i klimat jesiennego Paryża, czyli nowy singiel Lebowskiego.




Miałem przyjemność zapoznać się już z singlem „Goodbye My Joy” zespołu Lebowski. Pamiętając genialną płytę „Cinematic” sprzed trzech lat, z marszu uznałem zbliżającą się premierę nowej muzyki Lebowskiego za jedno z najciekawszych wydarzeń tego roku. Powiem krótko - nie rozczarowałem się. Pierwsze niespełna sześć minut zwiastujące drugi album niewątpliwie trzyma wysoki poziom debiutu. „Goodbye My Joy” na płycie singlowej pojawi się w dwóch wersjach – podstawowej i z gościnnym udziałem niemieckiego trębacza jazzowego Markusa Stockhausena. Siłą tej piosenki jest urokliwa melodia. Motyw proponowany raz to przez gitarę Marcina Grzegorczyka, raz przez piano Marcina Łuczaja, zachwyca genialną prostotą i ulotnością. Pachnie tu artystycznym jesiennym Paryżem. Dużo jest uczucia w tym graniu, dużo emocji i nostalgii. Jest też (w części środkowej) lekkie rockowe kopnięcie, którym grupa wyraźnie sygnalizuje, że potrafi w ramach artrockowego rozsądku "dołożyć do pieca".

Lebowski znów imponuje bardzo umiejętnym doborem proporcji. W tej muzyce każdy dźwięk zdaje się być zarówno odkrywczy, jak i bardzo oczywisty, i zawsze umieszczony w najlepszym dla siebie miejscu. Co ciekawe, wersja z trąbką Stockhausena brzmi tak samo naturalnie, jak piosenka w wersji podstawowej. Niemiecki trębacz zaproponował kilka klimatycznych zagrywek idealnie komponujących się z nastrojem i brzmieniem utworu. Jeśli reszta kompozycji na przygotowywaną właśnie płytę jest tak urokliwa jak „Goodbye My Joy” to fanów ambitnego, artystycznego rocka czeka niebawem wielka uczta.

Mała płytka pojawi się już we wrześniu w niewielkim nakładzie. Także we wrześniu muzycy wchodzą do studia, aby nagrać resztę materiału na dużą płytę. Jest szansa na premierę jeszcze w tym roku. Oby się wyrobili. Jesień z taką muzyką nie musi być szarobura.  


niedziela, 7 lipca 2013

Komplet premier i druga powieść

10 lipca na półkach księgarń i empików pojawi się moja biografia Phila Collinsa. "Człowiek orkiestra" to jedyna tak obszerna i aktualna biografia Collinsa nie tylko na polskim rynku. Wierzę, że usatysfakcjonuje ona sympatyków talentu tego wyjątkowego, bardzo wszechstronnego i wrażliwego muzyka. Książka trafiła na rynek nakładem wydawnictwa Anakonda w ramach serii "gwiazdy sceny". To bardzo dobra wiadomość, gdyż anakondowa seria poświęcona wybitnym rockowym muzykom cieszy oczy i dłonie pięknymi wydaniami. Duży format, efektowne twarde okładki i wysokiej jakości papier - to znaki rozpoznawcze biografii Anakondy. Książki powinny bronić się przede wszystkim treścią, ale dobrze, kiedy za zawartością literacką i merytoryczną nadąża też opakowanie. Anakonda działa jak stare, dobre i kochane przez melomanów wytwórnie płytowe, dla których dzieło zaczynało się już na okładce.


Od ponad miesiąca dostępna jest też książka biograficzna poświęcona Peterowi Gabrielowi. "Świat realny, świat sekretny", to także jedyna w tej chwili aktualna biografia Gabriela. Obie te pozycje, choć mają kilka wspólnych tematów i okresów nie powielają się wzajemnie. Zrobiłem też wiele, żeby nie dublować wiedzy zawartej w starszych biografiach Genesis.Wierzę, że powstały książki, które usatysfakcjonują przede wszystkim fanów Petera Gabriela i Phila Collinsa, choć nie powinny zawieść też sympatyków Genesis i muzyki popularnej w ogóle.

***

Nie będę ukrywał, że w tej chwili jestem daleko myślami od muzycznych światów Phila Collinsa i Petera Gabriela. Ich losy opisałem już jakiś czas temu. Moje rękawy są dziś zakasane bardzo wysoko, ale z innego powodu. We wrześniu ubiegłego roku rozpocząłem pracę nad drugą powieścią. Zasiałem w głowie kilka kryminalno - psychologicznych ziaren, które w mgnieniu oka wyrosły na potężną intrygę. W mojej głowie zrodziła się historia tłusta, obszerna, zawiła i bardzo zachłanna. Na razie pochłania mnie, mój czas i energię, a robię wszystko, wznosząc się na wyżyny dostępnego mi warsztatu literackiego, żeby za jakiś czas pochłonęła na kilka wieczorów polskich Czytelników. Jeśli "Okrągły przekręt" jest powieścią sensacyjną z elementami political fiction i kryminału, tak moja druga powieść kłania się nieco niżej tradycji kryminału, choć znów mocno podlanego sensacją. Nie jestem fanem czystości gatunku, dlatego z upodobaniem mieszam style. Wszystko dla bogactwa i przestrzenności historii oraz dobrej zabawy mojej i Czytelników.

Będzie to swobodna kontynuacja pierwszej powieści, a zarazem druga część trylogii. Dziennikarz Marcin Faron z Warszawy przeniósł się do Wrocławia, gdzie zajmuje się kulturą w jednym z wrocławskich dzienników. I pewnie pisałby spokojnie recenzje płyt, relacje z premier Teatru Polskiego, przeplatając to wszystko wywiadami z Bodo Koxem, Moniką Strzępką i Maćkiem Wasio, gdyby nie to, że pada ofiarą brutalnego zamachu na uczelnię. Wychodzi z niego cało, ale od tamtej pory widok podziurawionych kulami zwłok wrocławskich studentów nie da mu spokoju.

Rodzi się bardzo filmowy, współczesny kryminał, który mam nadzieję nie położy się cieniem na "Europejskiej Stolicy Kultury 2016", mimo że kilka kropel ofiar książkowego zamachu chlapnęło w kierunku pięknego szyldu tej prestiżowej imprezy. Szybko zbliżam się do finału. Oczami wyobraźni widzę już ostatnią kropkę. Planuję postawić ją wczesną jesienią. Premierę przewiduję na marzec przyszłego roku, w rocznicę premiery "Okrągłego przekrętu".

czwartek, 23 maja 2013

Półmetek... Faron żyje, ale co to za życie

Kilka dni temu wersji roboczej mojej drugiej powieści pękło trzysta tysięcy znaków. Przekroczyłem więc symboliczny półmetek. Finał prac planuję na listopad. Dziennikarz Marcin 'kliknij zapisz, załącz, wyślij' Faron żyje, ale jak to się mówi - co to za życie?! Wrocław to nie Warszawa, a "Korespondent" to nie "Kurier Piłkarski". Z dala od domu, rodziny, przyjaciół, wśród ludzi którzy go ograniczają, żyjąc w mieście gdzie, na jego oczach, giną niewinni studenci - Faron traci całą swoją "parę". Jest cieniem samego siebie. Wrocław - europejska stolica kultury - bardziej go przytłacza, niż mobilizuje. Wszechobecna kultura jest tylko przykrywką - prześcieradłem, pod którym czerwienieje krew wrocławskich studentów. Krew zabitych młodych ludzi nie wyschnie i nie przestanie mącić spokoju, dopóki nie uda się ustalić motywu i sprawców tej na pozór bezsensownej zbrodni. Marcin Faron być może zatęskni jeszcze za korupcją w polski futbolu, bo intryga, z którą tym razem musi się zmierzyć jest dalece bardziej pogmatwana.

Hackett, Gabriel i Collins...

W odpowiedzi na kilka próśb i zapytań umieszczam moją biografię Steve'a Hacketta "Szkice, burze, orchidee" w wersji pdf. Od dziś można ją pobrać za darmo:

http://chomikuj.pl/maurock

Tym samym wszystkie moje książki poświęcone muzycznej "rodzinie" Genesis będą dostępne. Kompaktowa biografia zespołu pt "Zagrajcie to jeszcze raz", oraz "Steve Hackett. Szkice, burze, orchidee" już są dostępne w wersji elektronicznej, natomiast książki o Peterze Gabrielu i Philu Collinsie niebawem, pięknie wydane przez Anakondę, trafią na półki sklepowe. "Świat realny, świat sekretny" miał swoją premierę tydzień temu na warszawskich targach książki i na dniach trafi do empików. "Phil Collins. Człowiek orkiestra" ukaże się za miesiąc.



czwartek, 2 maja 2013

Wreszcie!

Czekałem na ten moment długie miesiące. 15 maja na półkach empików zamelduje się wreszcie książka biograficzna pod tytułem "Peter Gabriel. Świat realny, świat sekretny". Napisałem ją na przełomie 2010 i 2011 roku. Nakładem wydawnictwa Anakonda - które dwa miesiące temu wydało także moją pierwszą powieść ("Okrągły przekręt") - od jesieni ubiegłego roku ukazuje się seria biograficzna "Gwiazdy sceny". Są to książki obfite, ciekawe, wiarygodne i pięknie wydane. Tym bardziej się cieszę, że "mój" Gabriel trafi na rynek jako część tej cieszącej się już sporą popularnością serii. Wcześniej ukazały się biografie m.in. Dave'a Gahana, Whitney Houston i Slasha. W maju do tego zacnego grona trafi Peter Gabriel, a w czerwcu za sprawą książki "Człowiek orkiestra", również Phil Collins.

"Peter Gabriel. Świat realny, świat sekretny" liczy 318 stron (309 tekst plus dyskografia i bibliografia). We wkładce znajduje się 16 kolorowych fotografii. Opisu doczekał cały artystyczny dorobek Gabriela, od pierwszych (nie)śmiałych prób szkolnych, przez progresywno - teatralne dokonania Genesis, aż po długą i ciekawą karierę solową. Każda solowa płyta została zrecenzowane i przeanalizowana. Na części pierwsze rozebrany został nawet zawiły genesisowy koncept album "The Lamb Lies Down on Broadway". Nie rozczarują się też ciekawi życia prywatnego Gabriela.  Będzie to druga (po wydanym już przeszło dwadzieścia lat temu "Misternym świecie") biografia Petera. W tej chwili jedyna aktualna zarówno w Polsce jak i poza granicami naszego kraju.







sobota, 2 lutego 2013

Hackett w MLWZ



Od środy na łamach Małego Leksykonu Wielkich Zespołów puszczamy biografię Steve'a Hacketta w odcinkach. W każdą środę lutego, marca i kwietnia na stronach MLWZ będzie można przeczytać kolejne rozdziały książki biograficznej "Szkice, burze, orchidee", jedynego tak szczegółowego (polskojęzycznego) opracowania nt byłego gitarzysty Genesis.

http://www.mlwz.ceti.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=10023&Itemid=60