Pierwsze notatki dotyczące "Okrągłego przekrętu" i szkic fabuły zrobiłem w czerwcu 2011 roku. Pierwsze słowa napisałem kilka tygodni później - w lipcu. Ostatnią kropkę postawiłem rok później, pod koniec lipca 2012 roku. Proces twórczy - dwanaście miesięcy, później "sprawy wydawnicze". W lutym moja pierwsza powieść trafi do sklepów. Cała operacja trwała półtora roku. Całkiem niezły wynik, jak na (bądź co bądź) debiut "beletrystyczny" na trudnym polskim rynku.
Książki na półkach księgarskich jeszcze nie ma. Trzeba poczekać trzy - cztery tygodnie. Ale na dobry początek i zachętę mamy pierwszą recenzję. Przedpremierowo:
http://www.kreatywa.net/2013/01/okragly-przekret-maurycy-nowakowski.html
Temat korupcji w piłce to niemalże pustynia na mapie popkultury. "Piłkarski poker", film Janusza Zaorskiego (scenariusz Jan Purzycki) z roku 1988, to chyba jedyna próba zmierzenia się z tym tematem. Zresztą, moim zdaniem, niezbyt udana. "Okrągły przekręt" nie miał zatem specjalnej podbudowy "źródłowo - inspiracyjnej". Prawdziwe wydarzenia stanowiły zaledwie ziarno, z którego wyrosła ta historia. Literackie ciasto rosło wyłącznie podlewane moją wyobraźnią. To nie jest biografia, to nie jest praca dokumentalna, ani wynik śledztwa dziennikarskiego - to "prawdopodobna historia fikcyjna".
Z korupcją piłkarską zetknąłem się (świadomie) kilkunastokrotnie. Głównie jako obserwator - z poziomu trybun. Pamiętam kilka meczów, których wynik znali wszyscy na długo przed wybiegnięciem piłkarzy na boisko. Zjawisko "drukowania" w większości obserwatorów światka piłkarskiego jest tak głęboko zasiedziałe, że tego typu historie właściwie nikogo nie dziwiły. W latach 90. chodziło się na niektóre mecze jak do teatru na grzeczną adaptację znanej lektury - czyli wiedząc czego się spodziewać. Po kilku takich spektaklach pozostawał niesmak, gdyż wałki były szyte tak grubymi nićmi, że aż nieprzyzwoicie. I wcale nie mam tu na myśli zamierzchłych czasów korespondencyjnej walki o mistrzostwo w roku 1993.
Ryszard Kulesza nawoływał wówczas z pezetpeenowskiej mównicy krzycząc o "Polsce niewidomej", ale było to wołanie na puszczy. Gdy cztery lata później drużyna Wisły Kraków przyjechała do Wrocławia na drugoligowy mecz ze Ślęzą wszyscy wiedzieli jakie będzie rozstrzygnięcie. Arbiter tamtego spotkania okazał się zdecydowanie najlepszym graczem gospodarzy. Wisła musiała przegrać, bo deptała po piętach liderom, a awans zaklepane miały Wronki i Śląsk. Obserwując tamten mecz zrozumiałem, co znaczą słowa - "karny z kapelusza". Wtedy już nikt nie krzyczał z żadnych mównic. Chyba nawet Kulesza już wiedział, że to nie kwestia "ślepoty", bo jaki wałek jest, każdy widzi... problemem była zgoda na te wałki. Ogólna zgoda, często nawet tych wałowanych - w myśl zasady Wielkiego Szu - ja oszukiwałem, ty oszukiwałeś, wygrał lepszy. I na układy nie ma rady.
Mecz Ślęza - Wisła szczególnie utkwił mi w pamięci, ale to był dopiero początek "dziwnych" meczów, które miałem (nie)przyjemność obserwować.
Na układy może nie ma rady - i przerwać łańcuszek korupcyjny nie sposób - ale nie znaczy to, że w miejsce starych układów nie mogą przyjść nowe, lepsze, jeszcze trudniejsze do ruszenia. "Okrągły przekręt" opowiada historię zmiany układów. Tu rozbicie "mafii korupcyjnej" jest tylko momentem przejściowym, chwilowym bezkrólewiem i impulsem do zawiązania nowych układów. Umarł "król", niech żyje "król".