czwartek, 26 stycznia 2012

Rozsądne rzemiosło Miłoszewskiego



„Bóg zesłał nam pisarza” pisali krytycy i recenzenci w latach 70. w kontekście Waldemara Łysiaka. Twórczość słynnego Wilka zapewne stanowiła dla Polaków w tamtym czasie powiew wolności i namiastkę blasku zachodniego świata. Nie odważałbym się dziś mieszać Boga w sprawy rynku literackiego (jeśli takowy istnieje…. Znaczy się rynek, nie Bóg), ale trudno jest mi się oprzeć wrażeniu, że dziś podobnie istotną rolę w życiach polskich czytelników (jaką w latach 70. i 80. odegrał Łysiak) może odegrać Zygmunt Miłoszewski. Autor „Uwikłania” i „Ziarna Prawdy” nie jest nowym Łysiakiem. To inne pisanie, inna tematyka, inna wrażliwość. Ale czasy też są inne. I potrzeby czytelników również. Jeśli dziś czytelnik poszukuje przede wszystkim ciekawej, dobrze skonstruowanej i sprawnie opowiedzianej historii, bez "propagandowo politycznych" pouczeń i "podprogowych przekazów", to Miłoszewski zdystansował nie tylko „starego Wilka” Łysiaka, ale też wielu innych konkurentów. 35-letni warszawianin tworzy prozę ciekawą, ale nie przeintelektualizowaną (tak, piję do "Satynowego magika"), łatwą w odbiorze, ale nie prostacką, zdominowaną przez wciągającą fabułę, ale niepozbawioną tzw. "drugiego dna".

Czytając „Uwikłanie” (2006) pomyślałem – udało mu się. Gdy sięgnąłem po debiutancki „Domofon” (2005) doszedłem do wniosku, że Miłoszewski ma papiery na rasowego pisarza. Że może nie jest „jednostrzałowcem”. Po lekturze „Ziarna prawdy” (2011) wiem już, że Miłoszewski to pisarz "pełną gębą". Jest bardzo mocny pod względem konstrukcyjnym. Puzzle jego kryminalnych (a w przypadku „Domofonu” horrorowych) układanek są przemyślane i umiejętnie poukładane, a konstrukcje z nich ułożone wcale nie należą do prostych. Choć twierdzi, że sam proces pisania nie sprawia mu przyjemności, ma tzw. „lekkie pióro”, czyli takie, które płodzi akapity lekko strawne dla czytelnika. I choć tematyka jego powieści jest mroczna (a to brutalne morderstwo, a to nawiedzony i nękany przerażającą klątwą blok) nie brak tej prozie poczucia humoru, a kiedy trzeba odpowiedniego dystansu i przymrużenia oka. To bardzo solidne rzemiosło, poparte dowcipem, wiarygodnym dialogiem i odpowiednim poziomem błyskotliwości. Nie ma tu przegadania, dłużyzn, opisowego lania wody. Są za to mocne, świetnie skonstruowane, wciągające historie, świadczące o nieprzeciętnej wyobraźni autora.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Miłoszewski wypełnił też jakąś istotną lukę „światopoglądową”. Gdy Polska w ostatnich latach coraz wyraźniej dzieliła się między zwolenników „katolickiego-konserwatyzmu” i „pro-unijnego liberalizmu”, Miłoszewski rozsiadł się wygodnie ponad tymi podziałami i wbijając szpileczki przedstawicielom obu postaw, puszczał oko do czytelników spragnionych rozsądku. Tak mówił w niedawnym wywiadzie dla „Lampy”: Myślę, że Polska jest rozpięta między wynaturzeniem narodowym (…) a faszyzmem politycznej poprawności. Moim głosem jest głos rozsądku i staram się, aby każda moja książka w warstwie publicystycznej była apelem o rozsądek właśnie.

Rozsądek Miłoszewskiego uwidacznia się nie tylko w warstwie publicystycznej książek ale także w samym podejściu do pisania. Na pytanie, czego spodziewa się po swoich książkach odpowiada, że chciałby, aby uczyniły go sławnym i bogatym, i drwi nieco z pisarzy uprawiających misję pomijając aspekt komercyjny (codziennie gotują dzieciom zupę z dobrych recenzji wyciętych z niszowych pism, chuchają w zgrabiałe dłonie i cierpią twórcze katusze). Ale z drugiej strony zapewnia, że nie ma sensu pisać książek, które nie podejmują trudnych tematów: Książki powinny wzbudzać ferment, dyskusję, jakiś zamęt, nawet jeśli jest to proza rozrywkowa, której trudne tematy są przetworzone w specyficzny sposób, tak aby zabawić czytelnika.

No właśnie - proza rozrywkowa. Czyż nie inteligentnej, dowcipnej, rozsądnej, osadzonej na ciekawej historii prozy rozrywkowej nie brakuje ostatnio najmocniej? Od arcymądrych książek uginają się półki. Beletrystyki stricte rozrywkowej także mamy nadwyżki. Ale pozycji, które za pomocą zmyślnych intryg, na pierwszy rzut oka błahych kryminałów, czy banalnych romansów będą wskazywać nowe perspektywy, pozwolą zobaczyć trudne, śliskie tematy i problemy z "innej" strony jest wyraźny deficyt. Lukę tę znakomicie wykorzystuje Miłoszewski.